Zanim Mirosław Ciełuszecki trafił do aresztu i przez dwadzieścia lat boksował się z polskim wymiarem sprawiedliwości, prowadził potężną firmę, o zasięgu międzynarodowym. Jak to się stało, że chłopak z Podlasia, mógł założył spółkę, ważną nie tylko dla regionu, ale mającą strategiczne znaczenie dla Polski?
Podlasie, ściana wschodnia. Jeden z biedniejszych, ale też piękniejszych regionów Polski, zarazem pozostałość po dawnych wschodnich kresach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jadąc samochodem mijamy malownicze drewniane kościółki obok charakterystycznych kopuł cerkwi. W pobliskich Kruszynianach znajduje się ośrodek polskich Tatarów, wiernych jednocześnie Rzeczpospolitej i religii muzułmańskiej. Widać też pozostałości kultury żydowskiej. Mijamy charakterystyczne domki, w pewnym momencie gwałtowne hamowanie – na drogę wyskoczyła sarna. – Trzeba uważać, zdarzyło się spotkać dzika, bądź żubra, niektórzy mówią, że widzieli wilki, choć ja nie miałem okazji – mówi kierowca. Dojeżdżamy do miejscowości Nowoberezowo. Posiadłość rodziny Ciełuszeckich robi wrażenie. Dom w stylu polskiego dworku, sad owocowy. Mirosław Ciełuszecki gospodarstwo odziedziczył po rodzinie, w której było od pokoleń, podobnie jak od pokoleń do familii Karpi należał majątek w pobliskich Grodziskach. – Losy naszych przodków krzyżowały się już kilkaset lat temu. Podobno jakiś mój antenat złamał prawo, nie wiem dokładnie, o co chodziło. I przez kilka lat był u Karpi gościem.
W tym miejscu od setek lat
Jak wspomina nasz rozmówca pozycja gościa miała znaczenie. – Nie mógł być aresztowany, bo „szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie”. Faktycznie przestrzegano wtedy twardo tego prawa. Było święte. Skoro był gościem, był nietykalny. I działo się to w kraju, uchodzącym za ojczyznę anarchii, samowoli. Nie – prawo i procedury były święte. Dziś sądy mogą z niewinnym człowiekiem zrobić wszystko – zawiesza głos Mirosław Ciełuszecki. Doskonale wie, co mówi. Wszechwładzy polskiego tzw. wymiaru sprawiedliwości doświadczył aż nader dobrze. Jednak u źródeł był pomysł. Pomysł na siebie, na biznes, na życie. Losy rodziny Karpi i Ciełuszeckich krzyżowały się w I Rzeczpospolitej, skrzyżowały się też w III. W tragiczny sposób. Początków tej konkretnej historii szukać należy w głębokim PRL. Są lata 70., a Mirosław Ciełuszecki przejmuje odziedziczone gospodarstwo. Dokupuje kawałek ziemi, sadzi sad. Jest młody, wykształcony, pełen pomysłów i werwy. Poznaje Marka Karpia, działacza antykomunistycznej opozycji. Jest stan wojenny, po nim powstają spółki polonijne.
W komunistycznej Polsce zabrakło dla niego miejsca
Początkowo nasz bohater myśli, że będzie to szansa dla ludzi takich jak on. Jest w błędzie – firmy polonijne są mocno zinfiltrowane przez Służbę Bezpieczeństwa, a młody chłopak z Podlasia staje się celem inwigilacji. SB chce go zwerbować. Ciełuszecki zdecydowanie odmawia współpracy. – Choć sam jakimś wielkim opozycjonistą nie byłem, to miałem wśród opozycjonistów przyjaciół. Donoszenie na kogokolwiek, współpraca z SB byłaby zwyczajnym świństwem. Stąd odmowa. Jednocześnie czułem, że pętla się zaciska. I, że w komunistycznej Polsce nie ma dla mnie za bardzo miejsca – wspomina. Podczas jednego z wyjazdów za granicę podejmuje prostą decyzję – zostaje na Zachodzie. Jest rok 1987, a Ciełuszecki trafia do Stanów Zjednoczonych. Początkowo jak wielu – pracuje fizycznie na budowie. Po nocach uczy się języka. Mijają miesiące, skromne życie i zaciskanie pasa przynosi efekt – młody Polak nie ma 30 lat. Zna już jednak angielski i ma odłożone w kieszeni pieniądze.
Trąbka, dolary, tęsknota za krajem
Kupuje wymarzony samochód. I rzuca pracę na budowie. Resztę oszczędności przeznacza na zakup starych, używanych maszyn. Produkuje z nich listwy wykończeniowe. Biznes zaczyna się kręcić. Nie jest jeszcze potentatem, ale stać go na życie typowe dla amerykańskiej klasy średniej. Tęskni za ojczyzną, ale Ameryka go wciąga. – Nie mogę powiedzieć, polubiłem to życie. Bywało, że potrafiłem po pracy jechać kilkaset kilometrów do klubu, by siąść w nim przy piwie, słuchając gry na trąbce. Sentyment do tego instrumentu pozostał mi zresztą do dziś – wspomina. Czas taki, choć był przyjemny, sprzyjał też jednak tęsknocie za Polską, która z dnia na dzień była coraz większa – mówi. A nad Wisłą dzieje się naprawdę wiele. Rok 1989 – okrągły stół, czerwcowe wybory, pierwszy rząd solidarnościowy. Wreszcie rok 1990 i wybory prezydenckie, wygrane przez Lecha Wałęsę. Zachęty nowych władz do powrotu. Jest rok 1991. Ciełuszecki zamyka ostatnie sprawy w USA.
Amerykanie prosili, by został
Przed wyjazdem odwiedza go burmistrz i delegacja rodzimych samorządowców. Dla społeczności Cleveland biznes taki jak Polaka jest cenny. Amerykanie proszą, by nie likwidował działalności. Decyzja jest jednak podjęta. Po powrocie zajmuje się sprowadzaniem pasz dla polskich hodowców, następnie pośrednictwem przy sprowadzaniu soli potasowej – substancji niezbędnej w produkcji rolnej. Substancja ta w dużych ilościach występuje na Białorusi. To z jednej strony dobry interes dla przedsiębiorcy, który ma ziemię przy białoruskiej granicy, zna się na . Nie bez znaczenia jest też pochodzenie Ciełuszeckiego – jest on wyznania prawosławnego, ma białoruskie korzenie. Biznes ma jednak także znaczenie dla strategicznych interesów polskiego państwa. Działalnością należącej do Ciełuszeckiego firmy Farm Agro Planta żywo interesują się wysocy urzędnicy rządu Jerzego Buzka, m.in. wicepremier i minister gospodarki w tamtym rządzie, Janusz Steinhoff. Ważnym współpracownikiem CIełuszeckiego zostaje Marek Karp. Już nie działacz opozycji, ale doradca prezydentów i rządów. Nie tylko polskich. O sukcesie FAP i początkach kłopotów, w kolejnym odcinku cyklu.
NA TEN TEMAT