Na zdj. Mecz Polska – Czechy (0:1) na Mistrzostwach Europy w Polsce, w 2012 roku fot. Radimersky fot. Autorstwa Jarek Radimersky – Flickr: Footbal impresion, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=19950845
Trwa spór o to, kto powinien być selekcjonerem. Tymczasem nieco ucieka podstawowa prawda. Niezależnie od tego, czy szkoleniowcem będzie Polak, trener zagraniczny, czy Polak z zagranicznej szkoły (jak niegdyś Henryk Kasperczak), MUSI mieć doświadczenie reprezentacyjne (w roli asystenta, trenera młodzieżówki, selekcjonera, ewentualnie piłkarza, kapitana zespołu). Nawet wybitny trener klubowy nie gwarantuje sukcesu. Raczej odwrotnie – gwarantuje owego sukcesu brak.
Thomas Tuchel, Pep Guardiola, Jose Mourinho – i takie, niewątpliwie wielkie nazwiska jako potencjalnych selekcjonerów pojawiły się we wpisach odrealnionych kibiców. Odrealnionych, bo żaden z tych szkoleniowców do Polski nie przyjdzie. Nie chodzi o kasę – ta by się może i znalazła. Problem w tym, że dla ludzi, którzy tyle w klubowej piłce osiągnęli, prowadzenie przeciętnej reprezentacji nie jest wielką frajdą. Oni co najwyżej mogą poprowadzić reprezentację własnego kraju, a i to niekoniecznie. Jednak nawet, gdyby któryś się jakimś cudem zgodził, byłby to fatalny dzień dla polskiej piłki. Nie dlatego, że trener ma być Polakiem, ale dlatego, że praca selekcjonera jest czymś zupełnie innym niż szkoleniowca w klubie.
Jeden wyjątek 40 lat temu
Bardzo często świetni trenerzy klubowi przegrywali z kretesem w reprezentacjach. A przeciętni w klubach osiągali wybitne wyniki z kadrami narodowymi. A w przypadku reprezentacji Polski sprawdza się to w TYSIĄCU PROCENTACH. Poza jednym, bardzo dawnym wyjątkiem trenerzy bez reprezentacyjnych szlifów w kadrze sukcesów nie mieli. Po kolei. Wyjątek jest jeden i to od razu wybitny – chodzi oczywiście o Antoniego Piechniczka. Młody szkoleniowiec Odry Opole, bez większego doświadczenia zdobył medal na MŚ 1982. Dziś niektórzy twierdzą, że Marek Papszun może być takim „Piechniczkiem nr dwa”. Może tak, może nie. Warto jednak podkreślić, że kadencja Piechniczka miała miejsce 40 lat temu. Były to troszkę inne czasy. Można było oprzeć kadrę na zawodnikach z polskiej ligi, zrobić długie zgrupowanie. Poza tym i w tamtym okresie był to wyjątek – Kazimierz Górski, czy Jacek Gmoch doświadczenie reprezentacyjne (Górski w młodzieżówce, Gmoch jako asystent Górskiego) jak najbardziej mieli. Dziś rozjazd między reprezentacją i klubem jest znacznie większy.
Pogodzić kogoś z Barcelony z kimś z polskiej ligi
W klubie trener ma zespół ustalony, zależny jedynie od budżetu właścicieli. W kadrze musi dobierać piłkarzy z różnych klubów. Mieszać niczym ciasto. I mieć czasem wielką gwiazdę na jednej pozycji i przeciętnych grajków na innej. Do tego ma ludzi z różnych klubów, często innych lig i piłkarskich światów. Tu Barcelona, tam Pogoń Szczecin, tam znów włoska druga liga. Zgrupowanie kilka dni w roku. To inny świat. I w świecie tym zanim długofalowy pomysł na pracę z kadrą zacznie nabierać kształtów, może być po przegranych z kretesem eliminacjach i utracie posady. Współczesny selekcjoner musi być menadżerem, psychologiem, liderem. Oczywiście też taktykiem, ale w mniejszym stopniu. On musi to wszystko ogarnąć, sprawić, by się spinało. Tak, na świecie zdarzało się, że trener klubowy wchodził do kadry i nie kompromitował się. Zatrudnienie kogoś takiego to jednak ryzyko. W Polsce w ostatnich latach zazwyczaj kończyło się bolesnym upadkiem.
Reprezentacyjni z sukcesami
W XXI wieku WSZYSCY selekcjonerzy, którzy osiągnęli względny sukces, mieli doświadczenie w pracy przy kadrze. Nawet dobrzy i zasłużeni trenerzy klubowi ponosili sromotne klęski. Jerzy Engel – selekcjoner w latach 2000 – 2002. Zrobił pierwszy po 16 latach awans na mistrzostwa Świata. Sukces. Był przy kadrze w roku 1982, działał w banku informacji. Co więcej, w Polonii Warszawa był bardziej menadżerem niż trenerem. To zaprocentowało w drużynie narodowej. Paweł Janas – otarł się o awans Euro 2004 (nie on zaczynał eliminacje, zaczął w trudnym momencie). Awansował na MŚ 2006. Miał doświadczenie z drużyną narodową. Był asystentem Janusza Wójcika w drużynie, która zdobyła srebrny medal w Barcelonie. Potem sam prowadził kadrę olimpijską. Leo Beenhakker – to wielki trener klubowy. Z kadrą Holandii dotarł jednak do 1/8 finału Mistrzostw Świata (to było porażką). A z Trynidadem Tobago awansował na Mistrzostwa Świata (i to był ogromny sukces). Z Polakami pierwszy raz w historii awansował do mistrzostw Europy.
Nawałka i Urban szlify zbierali u Beenhakkera
Adam Nawałka, to najlepszy jak dotąd selekcjoner w XXI wieku. Awansował na mistrzostwa Europy, wygrał z Niemcami, na ME dotarł do ćwierćfinału. Awansował na Mistrzostwa Świata. Był ASYSTENTEM LEO BEENHAKKERA w reprezentacji Polski. Podobnie jak Jan Urban, Dariusz Dziekanowski, Bogusław Kaczmarek, Rafał Ulatowski. W tym kontekście kandydatura Jana Urbana wydaje się wręcz optymalna. Paulo Sousa to siwy bajerant. Trzeba przyznać, że baraż wywalczył. Z Anglią i Hiszpanią zremisował. Na Euro pokazał w miarę fajną dla oka grę. Wprowadził do drużyny paru ciekawych zawodników. I też miał epizod w reprezentacji – był przy drużynie Portugalii na MŚ 2006. Choć w przypadku trenera zagranicznego – trochę mało. Wreszcie Czesław Michniewicz. Fatalny styl gry, afera premiowa i cienie przeszłości to jedno. Fakt,, że trener spełnił wszystkie stawiane przed nim zadania, to drugie. Na MŚ awansował. W Lidze Narodów się utrzymał. W mistrzostwach Świata z grupy wyszedł. Oczywiście wcześniejsze doświadczenie miał – prowadził młodzieżówkę.
Doświadczenie z reprezentacji sukcesu nie gwarantuje
Oczywiście doświadczenie z reprezentacją nie gwarantuje automatycznie sukcesu. Fernando Santos był mistrzem Europy w piłce nożnej z Portugalią. Rzecz w tym, że akurat on był już trenerem schyłkowym, pod koniec wydawał się znużony pracą z Portugalią. Dlatego, jeśli zatrudniać selekcjonera zagranicznego, to nie tylko w wysokiej półki, ale też z powerem, chęcią zmian i przede wszystkim polskim sztabem. To ze sztabu Beenhakkera wyszedł Adam Nawałka. A doświadczenie u Holendra jest też atutem Jana Urbana. Z kolei Maciej Skorża był asystentem Pawła Janasa, odpowiadał w dużej mierze za taktykę. Potem sam prowadził reprezentację olimpijską Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Teraz pracuje w Japonii, jest mało realne, by przyszedł do Polski. Jednak kryteria spełnia. Bo oczywiście praca przy reprezentacji sukcesu nie gwarantuje, brak takowej niemal gwarantuje sukcesu brak. Są na to konkretne przykłady.
Wyłącznie klubowi ponoszą klęski
Franciszek Smuda klubowo osiągnął wiele. Po wielu latach przerwy zdobył mistrzostwo Polski z Widzewem Łódź. Zagrał w Lidze Mistrzów, gdzie łodzianie prezentowali charakter i niezłą grę. Nieźle wypadał w Wiśle Kraków, a po świetnej rundzie w Legii Warszawa kibice wymyślili hasło „Franek Smuda czyni cuda”. Ostatni okres przed objęciem reprezentacji to kadencja w Lechu Poznań, z Bosackim, Murawskim, Peszką i Robertem Lewandowskim w składzie. Sukcesy w pucharach i pamięć dawnych wyników sprawiły, że Smuda stał się kandydatem kibiców i to on objął kadrę w 2009 roku. Kadencja była jedną z najgorszych. Polacy nie wyszli z „grupy śmiechu” na rozgrywanych u siebie mistrzostwach Europy. Następcą Smudy został Waldemar Fornalik. Uznany już wtedy trener klubowy. I był najlepszym przykładem jak zgubne jest podejście klubowe do reprezentacji. Po niezłym początku eliminacji selekcjoner przeprowadził eksperyment taktyczny, wymienił część zespołu w meczu z Ukrainą. Przegrał spotkanie, które ustawiło eliminacje. Reprezentacji się nauczył, ale gdy faktycznie zaczął się nadawać do jej prowadzenia, kwalifikacje mundialu przegrał, a posadę stracił. Jako jeden z nielicznych byłych selekcjonerów pozostał w pracy trenerskiej. Po latach potwierdził doskonały warsztat w klubie. Zdobył mistrzostwo z Piastem Gliwice. Co było nie lada sensacją, jakby Słowenia została Mistrzem Europy.
Kadencja Brzęczka trudna do oceny
Celowo nie oceniamy Stefana Majewskiego, Zbigniewa Bońka i Jerzego Brzęczka. Pierwszy był bowiem jedynie selekcjonerem tymczasowym. Z kolei w przypadku Zbigniewa Bońka i Jerzego Brzęczka ocena będzie niejednoznaczna i to w dwóch kryteriach. Po pierwsze – kadencje te zostały przerwane. W przypadku Bońka – raczej wszystko wskazywało na wielką klęskę, choć eliminacje jeszcze trwały. Selekcjoner sam zrezygnował z prowadzenia drużyny, jak tłumaczył z przyczyn prywatnych. Jerzy Brzęczek awansował na Mistrzostwa Europy, na którym nie prowadził już zespołu. We wspomnianych przypadkach ciężko też ocenić ich doświadczenie w pracy z kadrą. Bo tak, byli trenerami bardziej klubowymi, ale w reprezentacji przez lata grali. Boniek był wielką gwiazdą światowego formatu. Brzęczek kapitanem reprezentacji w czasach, gdy ścierały się w niej potężne osobowości. Gdyby jednak dziś powrócił do prowadzenia drużyny narodowej, a jest w gronie kandydatów, spełniałby już warunku jeśli chodzi o doświadczenie z drużyną narodową.
A jak było z Michałem Probierzem?
Michał Probierz prowadził reprezentację młodzieżową, ale krótko, został szkoleniowcem w zasadzie jako murowany kandydat prezesa, by nabrać selekcjonerskich szlifów. Miał zapewne schedę po Santosie przejmować teraz. po młodzieżowym Euro. Kto wie, może to właśnie krótki epizod z reprezentacją młodzieżową sprawił, że w początkowej fazie schował Probierza z Cracovii i na parę miesięcy objawił swoją inną, przyjazną i dogadującą się z piłkarzami twarz? Jednak reasumując sprawa jest jednak bardzo prosta. Trener wyłącznie klubowy w reprezentacjach sprawdza się bardzo rzadko (sukcesy np. Hiszpanii zapewnił trener młodzieżówki, a . A w polskiej kadrze prawie w ogóle. Przy wyborze selekcjonera należy brać to pod uwagę. Niezależnie, czy będzie to Polak, czy ktoś zza granicy. Oczywiście może się zdarzyć selekcjoner z reprezentacyjnym doświadczeniem i nie mieć sukcesów, jednak selekcjoner wyłącznie po pracy w klubie zanim się pracy w drużynie narodowej nauczy, może być po kadencji.
Kto z kandydatów spełnia te kryteria?
Z tego punktu widzenia kryteria spełniają Jan Urban, Adam Nawałka, Jerzy Brzęczek, Jacek Magiera, czy Maciej Skorża. Nie spełniają Marek Papszun, czy młodzi trenerzy z polskiej Ekstraklasy. Ci ostatni mogą (a może powinni) dostać którąś z drużyn młodzieżowych, bądź dołączyć do sztabu reprezentacji. By wiedzieć z czym to się je w przyszłości.
(Uaktualniona wersja materiału archiwalnego, który ukazał się w Nowym Telegrafie Warszawskim)
Na zdj. Mecz Polska – Czechy (0:1) na Mistrzostwach Europy w Polsce, w 2012 roku fot. Radimersky fot. Autorstwa Jarek Radimersky – Flickr: Footbal impresion, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=19950845