Dobrze, że czcimy Żołnierzy Wyklętych, Września 1939, czy Powstania Warszawskiego, a także ofiary cywilne Rzezi Woli. Fatalnie, że rocznica wielkiego zwycięstwa z 1920 roku schodzi nieco na dalszy plan. A tu naprawdę jest co świętować.
Godzina „W” 1 sierpnia, wymarsz Kompanii Kadrowej 6 sierpnia, porozumienia sierpniowe 31 sierpnia. W środku miesiąca przypada rocznica Bitwy Warszawskiej z 1920 roku. I trochę można odnieść wrażenie, że czasem wielkie zwycięstwo sprzed ponad 100 lat znajduje się w powszechnej pamięci nieco w cieniu pozostałych wydarzeń. Niby ludzie oglądają defiladę na Dzień Wojska Polskiego. Wierzący przychodzą do kościoła na Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (potocznie Matki Boskiej Zielnej). A do Częstochowy docierają z całego kraju pielgrzymki. Jednak pamięć o wielkiej bitwie choć czczona, nie jest tak mocno celebrowana, jak wspomnienie Powstania Warszawskiego. 1 sierpnia staje miasto, ale hołd Powstańcom oddaje cała Polska. I dobrze – sami poświęcamy rocznicy wiele miejsca. Zarówno Powstaniu, jak i cywilnym ofiarom katów Warszawy. Powstańcy Warszawscy są dziś otaczani powszechnym, zasłużonym szacunkiem.
Cud, ale nie tylko
Jednak o ile upamiętnianie Godziny „W” jest rzeczą dobrą, szkoda, że znacznie mniej miejsca poświęca się Bitwie Warszawskiej. A dla przypomnienia – Powstanie było klęską. Walka o stolicę w 1920 roku wielkim zwycięstwem. Określenie „Cud nad Wisłą” przed laty miało umniejszać rolę Józefa Piłsudskiego. Dziś można je odczytać inaczej. Wiara obrońców w zderzeniu z bezbożnym najeźdźcą, barbarzyńsko niszczącym miejsca kultu i pamięci, miała wpływ na postawę obrońców Ojczyzny. Hierarchowie Kościoła mówią też o cudzie, wspominając o towarzyszących bitwie objawieniach, wskazując na symbolizm daty (dzień Wniebowzięcia NMP), postać bohaterskiego księdza Ignacego Skorupki. Od strony militarnej w zwycięstwie ogromną rolę odegrał głównodowodzący Józef Piłsudski, ale też generałowie Tadeusz Rozwadowski, Józef Haller, czy Władysław Sikorski. Niebędący przyjaciółmi Piłsudskiego, niekiedy (przede wszystkim Sikorski) wręcz jego szczerzy wrogowie. Przeciwstawianie dziś tych postaci nie ma sensu. Natomiast ich współpraca, podobnie jak sojusz wszystkich, poza niemającymi poparcia społecznego komunistami, sił politycznych, też można traktować w kategoriach „cudu”.
Razem przeciw barbarzyńcom
Do walki zagrzewała lewica z Polskiej Partii Socjalistycznej i ludowcy z Polskiego Stronnictwa Ludowego, z premierem Wincentym Witosem. Środowiska Narodowej Demokracji i konserwatystów. W obronę zaangażowali się przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Nie do przecenienia jest też praca radiowywiadu, który złamał bolszewickie szyfry, dzięki czemu Polacy poznali plany armii Tuchaczewskiego i przygotowali skuteczne kontruderzenie. Nie ma też wątpliwości co do samego znaczenia bitwy. Wprawdzie w mediach pojawiają się czasem kpiące komentarze, pozornie podważające jej znaczenie, fakty są bezsporne. Nawet wątpiący w rozlanie się wojny na cały kontynent historycy przyznają, że wygrana w Bitwie Warszawskiej uratowała niepodległość Polski. Inni, że w ogóle Europę, bo nastroje rewolucyjne we Francji i Niemczech były oczywiste. Niezależnie od tego Bitwę Warszawską czci się zdecydowanie za mało. A to, jak potraktowali bolszewików nasi przodkowie, pokazuje najlepiej, jak się odnosić do sowieckich barbarzyńców i ich współczesnych spadkobierców z armii Putina.