W Polsce wielu polityków było składanych do grobu, a później się w jakiejś formie podnieśli. Wystarczy wspomnieć, że Jarosław Kaczyński pod koniec lat 90. był bliski politycznej emerytury, potem zbudował silną partię, był premierem. W 2011 roku Jacek Kurski mówił o PiS, że „ta czaszka już się nie uśmiechnie”. Więc wieszczenie już teraz końca Rafała Trzaskowskiego jest mocno przedwczesne – mówi profesor Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
Rafał Trzaskowski nie ma ostatnio dobrej passy. Przegrał wybory prezydenckie, ostatnio zaliczył wpadkę w Radzie Warszawy, gdzie głosami radnych PO upadł popierany wcześniej przez prezydenta stolicy projekt nocnej prohibicji w mieście. A do tego nawet liberalne media wieszczą polityczny koniec Trzaskowskiego. Faktycznie mamy do czynienia z końcem politycznej kariery tego polityka?
Prof. Jarosław Flis: W Polsce wielu polityków było składanych do grobu, a później się w jakiejś formie podnieśli. Wystarczy wspomnieć, że Jarosław Kaczyński pod koniec lat 90. był bliski politycznej emerytury, potem zbudował silną partię, był premierem. W 2011 roku Jacek Kurski mówił o PiS, że „ta czaszka już się nie uśmiechnie”. Potem do partii tej wrócił, ona wygrała wybory, a on sam był prezesem PiS. Na marginesie miał być Donald Tusk. Wrócił też skreślany już Leszek Miller, choć jego powrót był mniej efektowny. W polityce międzynarodowej wystarczy wspomnieć przykład Winstona Churchilla, który politycznie zmartwychwstawał wiele razy. Więc przesądzać nie można. Szczególnie że pewne polityczne zdolności i atuty, które ma Rafał Trzaskowski, nie leżą na półce w markecie. Z drugiej strony prezydent stolicy ma też pewne słabości. Pytanie, czy potrafi je ogarnąć i coś jeszcze wygrać.
Pana zdaniem ma na to szansę?
To nie jest wykluczone, ale na pewno trudne. Przykłady pozytywne są, ale też wielu o powrocie marzyło i im się jednak nie udało. Jeśli chodzi o liczbę prób reaktywacji, to rekordzistą jest chyba Andrzej Olechowski. Z ostatnich przykładów wspomnieć można Romana Giertycha, który był wicepremierem, a wypadł z polityki na długie lata. Wrócił, ale nigdy nie odzyskał dawnej pozycji. W przypadku samego Rafała Trzaskowskiego w 2020 roku początkowo w ogóle nie podjął walki, dopiero po pewnym czasie okazało się, że jest jedynym kandydatem, którym można zastąpić Małgorzatę Kidawę-Błońską. Więc niczego nie można przesądzać. Natomiast bez dwóch zdań, żeby się odbić, trzeba chcieć. Pytanie, czy Rafałowi Trzaskowskiemu będzie się chciało. Prezydent stolicy ma mocną pozycję, a do końca kadencji ma jeszcze ponad trzy lata.
Tak, ale to już ostatnia kadencja. Pytanie, co potem?
Po wyborach samorządowych 2029 roku będą wybory europejskie. Istotne będą też wybory parlamentarne 2031 roku. W polityce międzynarodowej zdarzają się nieraz przypadki naprawdę przedziwne. François Hollande był prezydentem Francji, jest po prostu zwykłym parlamentarzystą. A w przeciwieństwie do Trzaskowskiego nie był niedoszłym, ale byłym prezydentem. W wyborach europejskich będzie na listach ciasno, ale wydaje się, że Rafał Trzaskowski nawet z odległego miejsca na warszawskiej liście miałby murowany mandat.
Na tę listę trzeba się jeszcze dostać. Oczywiście tu kluczowe będzie to, jak ułożą się wybory parlamentarne, kto po nich będzie rządzić. Ostatnio pojawiły się doniesienia medialne, że to Radosław Sikorski będzie kandydatem na prezydenta w 2030 roku, a nawet, że już teraz zastąpi Donalda Tuska. To realny scenariusz?
Na takie spekulacje jest zdecydowanie za wcześnie. Niektórzy dzielą skórę na niedźwiedziu, ale tu naprawdę wszystko może się zmienić. Rafał Trzaskowski miał być prezydentem, a nim nie został. Partie przegrane zazwyczaj nabierają trochę pokory, a zwycięzcy ją tracą. I w PiS też widać po wygranej Karola Nawrockiego pewne triumfalistyczne tendencje. Jarosław Kaczyński atakuje Konfederację. W partii trwa ostry spór o to, kto miałby być premierem, jest pewne grupa atakująca Mateusza Morawieckiego i są zwolennicy byłego premiera. Tymczasem pomimo wygranej Karola Nawrockiego i starań kierownictwa PiS, sondaże partii lekko podskoczyły, ale wynoszą niewiele ponad 30 proc. By rządzić samodzielnie, trzeba mieć 40. Dlatego zarówno w kwestii przyszłości konkretnych polityków, jak i wyników przyszłych wyborów nie można niczego przesądzać.