Przede wszystkim musimy pamiętać, że kampanie strony rosyjskiej są i będą jeszcze bardziej wymierzone po prostu w demobilizowanie Polaków. Są i będą podejmowane próby podzielenia społeczeństwa, zastraszenia, antagonizowania z sojusznikami, czy podsycania sporów i konfliktów z Ukraińcami. To nie jest żadne science fiction, to obserwujemy od lat, natomiast teraz nie możemy wpadać w panikę. Musimy za to ze spokojem przygotować się do sytuacji trudnych. A w sferze medialnej musimy być bardzo, bardzo czujni – mówi doktor Piotr Łuczuk, medioznawca i ekspert w dziedzinie cyberbezpieczeństwa, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, założyciel Defender Academy.
Po wtargnięciu rosyjskich dronów do Polski dominują dwie narracje, obie dezinformujące. Jedna panikarska, która wręcz mówi, że nie damy rady się obronić, jesteśmy słabi, a Polska już płonie. Więc należy uciec, najlepiej za ocean, bo tutaj nas zniszczą. A druga, częstsza, że ten atak dronów był ze strony Ukrainy, choć nawet Białoruś potwierdzała, że drony były rosyjskie. Teraz mamy już pełne potwierdzenie, choć okazuje się, że to były drony wabiki, przypominające shahedy. Jak ocenia Pan to, z czym mamy do czynienia?
Dr Piotr Łuczuk: Do wymienionych dwóch narracji dorzuciłbym trzecią, która króluje dziś w mediach rosyjskich. Tamtejsza propaganda głosi tezę, że cała sprawa była polską prowokacją, mającą na celu podkopanie zaufania prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i jego planu pokojowego dla Ukrainy. Ewidentnie punktem wyjścia do dyskusji na temat dezinformacji są słowa cyberwojna, cyberwojna i jeszcze raz cyberwojna. Ten chaos informacyjny, który pojawia się w polskich i nie tylko polskich mediach, nie zdarzył się po raz pierwszy. Od lat jesteśmy celem ataków dezinformacyjnych, czy jak kto woli jesteśmy stroną wojny informacyjnej. Tego typu kampanii propagandowych, często zlecanych bezpośrednio przez Kreml, było już wiele. Nie inaczej było tym razem.
W takim razie skupmy się na tych trzech narracjach propagandowych – czemu one służą, jak powinniśmy się przed nimi chronić?
Narracje rosyjskojęzycznych mediów skierowane są głównie na rynek wewnętrzny, do bańki informacyjnej, w której zamknięci są sami obywatele Federacji Rosyjskiej. To jest temat na zupełnie inną rozmowę. Warto skupić się na tym, co pojawiło się w polskich mediach. Bez wątpienia wszelkie wrzutki czy to siejące strach i panikę, czy zrzucające winę na kogoś innego niż Rosja, są Kremlowi na rękę. I to jest bardzo niebezpieczne. Szczególnie że media rządzą się swoimi prawami. Nawet uznane i prestiżowe telewizje dawały paski z sensacyjnymi tytułami o ataku na Polskę, choć później, już w samych mediach pojawiały się wartościowe i informacyjne treści. Jednak mimo wszystko uważam, że w tym zalewie informacyjnym niewiele było publikacji czysto edukacyjnych, uspokajających czy przekazujących jakiekolwiek informacje, co mamy robić, czego mamy nie robić. Przedstawiające porady rzeczowe, fachowe, merytoryczne. Oczywiście nie znaczy to, że należy bagatelizować problem, mówić nic się nie stało. Stało się, i to bardzo dużo. Warto jednak było mocniej zaakcentować fakt, że bardzo szybka reakcja sojusznicza i działania armii spowodowały, że sytuacja została szybko opanowana.
No dobrze, ale też trudno, żeby media nie informowały o sprawie, żeby nie dawały sensacyjnych tytułów?
Tak, jednak problem polega na tym, że temat pierwszego dnia żył, budził sensację. Następnego był wałkowany, ale mniej. A tu, zamiast sensacji powinniśmy mieć więcej wyjaśnienia tego, z czym mieliśmy do czynienia. I przede wszystkim musimy pamiętać, że takie sytuacje mogą się powtarzać. I zamiast siania paniki bądź dezinformacji, należałoby przybliżać ludziom jak się chronić, jak reagować w sytuacjach kryzysowych. I właśnie to naruszenie naszej przestrzeni powietrznej powinno być sygnałem, by porozmawiać o miejscach schronienia na terenie Polski, porównać to do tego, jak to działa na przykład w Finlandii. Druga sprawa to kwestia postawienia na obronę cywilną, budowanie świadomości, wykorzystanie tej sytuacji właśnie do tego, żeby taką świadomość w społeczeństwie budować. Z tym tematem jest trochę tak, jak z cyberbezpieczeństwem. Temat wraca wtedy, gdy stanie się coś złego. Wtedy pojawia się chwilowa panika i podejmujemy różne nerwowe ruchy. Zastanawiamy się, co robić, ale wtedy jest za późno. Tymczasem czas pokoju, jest czasem, w którym powinniśmy zainwestować w swoje realne kompetencje, które zapewnią nam bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo nie tylko w tej sferze militarnej, tu mam na myśli, chociażby survival, przetrwanie, szkolenia strzeleckie, ale szerzej. Należy wprowadzić szkolenia medyczne i tak dalej, ale też wszelkiego rodzaju podnoszenie kompetencji i świadomości komunikacji alternatywnej w sytuacji, w której faktycznie byśmy byli odcięci od informacji.
Właśnie, wiele osób zareagowało paniką, a służby zadziałały chyba dobrze?
Tylko że tu znów dochodzimy do informacji. Bo drony polską przestrzeń naruszyły w nocy. Rano było po wszystkim, a pomijając ludzi, którzy śledzą bieżące informacje nocą, większość osób dowiedziała się o sytuacji o 7.00, 8.00 rano, gdy było po wszystkim. I pojawiły się elementy paniki w sytuacji, gdy w zasadzie wszystko było wiadome. Zgadzam się, że służby zadziałały odpowiednio, ale i tu pojawia się ten niebezpieczny, dezinformacyjny ton. W sieci są wpisy, że oto drogim pociskiem zestrzelono drona, który kosztuje znacznie mniej, że to marnowanie potencjału, że można było drony zniszczyć inaczej. Weźmy jednak pod uwagę, że właśnie siła dronów jako broni polega na tym, że są mało kosztowną bronią, którą można zlikwidować jedynie przy użyciu często niewspółmiernych sił i środków. Zgadzam się z szefem Sztabu Generalnego, że życie Polaków jest bezcenne. I, zwłaszcza w takiej sytuacji nie należy przeliczać go na pieniądze.
Pojawiają się też teorie, że NATO nam nie pomoże, a my przygotowani nie jesteśmy?
Tyle że to właśnie sojusznicy z NATO nam pomogli i zadziałali w sytuacji realnego zagrożenia. Mówię tu o realnej pomocy holenderskich pilotów, a nie słownych deklaracjach i wpisach głów państw w mediach społecznościowych… No właśnie i tu można zaapelować to świata mediów. Doceńmy, że nasi sojusznicy dosyć stanowczo odpowiedzieli na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Nie podkopujmy tego zaufania, nie podkopujmy ich osiągnięcia.
Co do NATO – zgoda. Jednak alarmistyczny ton, ostrzeganie o zagrożeniu, ma jak najbardziej sens. W końcu – nie siejąc paniki – wojna, choć informacyjna i hybrydowa, trwa?
Jako dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem jestem w stanie zrozumieć alarmistyczny ton i walkę o czytelnika, słuchacza, widza. Szczególnie że ostatnich wydarzeń nie należy lekceważyć. Jednak moim zdaniem w miejscu, w którym znajdujemy się teraz, mimo wszystko kładłbym nacisk na ten walor edukacyjny. Bo teraz jest ten moment, w którym możemy coś zrobić. Podnieść swoje kompetencje, swoje kwalifikacje, zaczynając od tak prostych rzeczy, jak chociażby pójście do dentysty i załatwienie wszystkich kwestii zdrowotnych, które najczęściej odkładamy na później. Bo gdy przyjdzie co do czego, na przykład na planową operację może być za późno. Oczywiście eksperci prześcigają się w prezentowaniu dat potencjalnej wojny. Jedni straszą, że będzie to rok 2027, inni, że 2030, jeszcze inni, że 2035. A są i tacy, którzy przekonują, że do zbrojnego konfliktu nie dojdzie. Niezależnie od tego nie ulega wątpliwości, że tych zdobytych kompetencji w czasie pokoju nikt nam po prostu nie odbierze. I one zadziałają w sytuacji, kiedy będą musiały zadziałać. Obojętne, czy to będzie wojna informacyjna, czy to będzie starcie konwencjonalne, będziemy po prostu mieli pewne procedury przepracowane w czasie pokoju i o to tak naprawdę tutaj chodzi. Tu jest ogromna rola mediów. Do polskich domów ma trafić broszura, po postępowaniu w razie zagrożeń. Zdała ona egzamin w Szwecji. Są tam porady nawet dotyczące zgubienia w sytuacji kryzysowej telefonu, czy kluczy. Jednak, choć broszura będzie wartościowa, obawiam się, że nie skorzystają z niej wszyscy. Aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorcy, istotna jest rola rzetelnych mediów, a także merytorycznych influencerów, a nawet zaangażowanych celebrytów. Wszystkie ręce na pokład.
Tu jest też kwestia wiarygodności poszczególnych tytułów. Eksperci, także związani ze służbami mówią, by korzystać z mediów dużych, o ustalonej marce, również państwowych. Rozumiem intencję, ale przecież mniejsze media też często informują rzetelnie, czasem nawet bardziej wgłębiają się w temat dezinformacji. Chyba kryterium po prostu powinna być ocena nie wielkości, ale wiarygodności mediów, czy na przykład podają nazwisko naczelnego, kto danym tytułem kieruje?
Akurat jeśli chodzi o duże, państwowe media przypomnę, że największa akcja dezinformacyjna w polskich mediach miała miejsce wtedy, gdy rosyjskie trolle opanowały serwery Polskiej Agencji Prasowej. Medium bardzo duże, z którego serwisu korzysta wiele portali i gazet w Polsce. Co więcej, medium jak najbardziej państwowe. Media mniejsze i większe mogą informować rzetelnie, mogą też ulec dezinformacji. Nie mówiąc już o komentarzach pod tekstami, forach, mediach społecznościowych. I osobiście zamiast odrzucania z góry mniejszych mediów, sugerowałbym stosowanie starej zasady: sprawdzenia w dwóch, najlepiej trzech źródłach. Prawdziwi dziennikarze stosują tę zasadę od lat, bo informator może zawsze się pomylić. I nie mogą to być też trzy źródła, które wiedzę czerpią z jednego. Muszą być od siebie niezależne. Analogicznie tak samo powinniśmy postępować z mediami. Przykład PAP pokazuje, że każdy może paść ofiarą dezinformacji. Medium może mieć najlepsze intencje, ale podać dezinformację poprzez czyjś błąd, bądź stać się celem ataków hakerskich. Dlatego jak przeczytamy gdzieś o czymś, sprawdźmy to jeszcze gdzieś indziej. Przede wszystkim musimy pamiętać, że kampanie strony rosyjskiej są i będą jeszcze bardziej wymierzone po prostu w demobilizowanie Polaków. Są i będą podejmowane próby podzielenia społeczeństwa, zastraszenia, antagonizowania z sojusznikami, czy podsycania sporów i konfliktów z Ukraińcami. To nie jest żadne science fiction, to obserwujemy od lat, natomiast teraz nie możemy wpadać w panikę. Musimy za to ze spokojem przygotować się do sytuacji trudnych. A w sferze medialnej musimy być bardzo, bardzo czujni.