Przed laty w stolicy były problemy z masowym oszukiwaniem klientów przez ludzi, którzy udawali taksówkarzy. Akcje takie, jak ostatnie głośne oszustwo na Dworcu Wschodnim, gdzie kierowca zażyczył sobie ponad 700 złotych za kurs, pokazują kilka rzeczy. Po pierwsze – dawny problem powrócił. A po drugie – takie działania szkodzą klientom oraz uczciwym taksówkarzom, którzy są utożsamiani ze zwykłymi bandytami. Warto pamiętać, jak odróżnić prawdziwą taksówkę od tej fałszywej.
O tej sprawie było w ostatnich dniach głośno. Najpierw w mediach społecznościowych, potem też w tradycyjnych. Przypomnijmy, że starsza pani z Ukrainy przy Dworcu Wschodnim wsiadła do samochodu, którego kierowca podawał się za taksówkarza. Za krótki kurs zapłaciła ponad 700 złotych.
Szkodzą uczciwym taksówkarzom, kompromitują Polskę
Na prezentowanym w mediach społecznościowych paragonie widzimy kwotę za przejechany dystans, ponad 100 złotych i „kwotę umowną”, która daje ponad 700. I właśnie tu jest pierwszy „wałek” – nie może być czegoś takiego jak opłata umowna. Cena kursu może wynieść tyle, ile wskaże taksometr. Tu oszustwo było też jednak przy samej kwocie za kurs. Na terenie Warszawy obowiązują jedynie dwie taryfy, a tutaj kierowca przewiózł pokrzywdzoną na podstawie taryfy czwartej, której na terenie miasta nie ma. Okazuje się, że kierowca najpewniej w ogóle nie był taksówkarzem. Z rozmów z taksówkarzami wynika, że fałszywi taksówkarze to prawdziwa plaga. „Kiedyś było ich sporo, potem zniknęli. Po 24 lutego 2022 roku problem znów odżył. Oszuści żerują na przyjezdnych. A ludzi z Ukrainy przyjechało wielu, są dranie, którzy żerują na tym, że ktoś nie zna miasta, słabiej zna język” – mówi Adam, taksówkarz, który na jednym z warszawskich dworców przepracował kilka lat.
„Dla uczciwych chłopaków tacy fałszywi taksówkarze to wielki problem. Po pierwsze – psują nam opinię, po drugie po każdej takiej akcji jest więcej kontroli. Mam papiery w porządku, kontroli się nie obawiam, ale zbyt częste sprawdzanie auta to też uciążliwość. I za to możemy podziękować fałszywym taksiarzom. A po trzecie – jeden oszust może sprawić, że kilka osób zrazi się do taksówek w ogóle. I stracimy klientów. Wreszcie po czwarte – jak ofiarą padają obcokrajowcy, to kompromituje to Polskę” – nie kryje oburzenia nasz rozmówca. Podobne opinie wyraża więcej kierowców taksówek, nie wszyscy chcą jednak wypowiadać się do mediów, nawet pod pseudonimem. Warto jednak pamiętać, jak odróżnić prawdziwą taksówkę od tej udawanej. Każda taksówka musi mieć wyraźny napis TAXI, numer boczny. Musi mieć w widocznym miejscu cenę za opłatę początkową i przejechany kilometr. Każdy kierowca ma mieć w widocznym miejscu identyfikator z danymi firmy. Na co powinniśmy zwrócić uwagę?
Imitacja prawdziwej taksówki
Fałszywe taksówki często są imitacją prawdziwych. Napis jest, ale zamiast TAXI możemy przeczytać TAKI itd. Może nie być numeru bocznego. Jeśli numer boczny się znajduje, warto wczytać się w zamieszczoną na taksówce cenę. Oszuści potrafią zamieścić owszem opłatę np. 3 złote, ale nie za kilometr, a za… metr. Fałszywy kierowca może mieć numer, prawidłowy napis itd., ale w takiej sytuacji jest mimo wszystko łatwiej. Bo mamy do czynienia z ewidentnym oszustwem, zwykłą bandyterką. I takiego delikwenta można natychmiast pociągnąć do odpowiedzialności. Jeśli mamy napis TAKI, a opłata jest opisana, ale jako opłata za metr, oszust może się bronić, że przecież wiedzieliśmy, że nie jedziemy taksówką, ale z prywatnym przewoźnikiem, który wyraźnie napisał, jak drogi będzie to kurs. Dlatego podstawą jest dokładne odczytanie numeru bocznego, sprawdzenie ceny, czy nie ma jakichś kruczków. Jeśli oszuka nas ktoś, kto ma pojazd faktycznie wyglądający jak taksówka, łatwiej możemy dochodzić swoich praw.
Jeżeli oszustem jest prawdziwy taksówkarz, co też może się zdarzyć, to jest dodatkowa droga odwoławcza, można złożyć skargę urzędową. W tym sensie prawdziwe taksówki są bezpieczniejsze – mają ubezpieczone kursy, znane są dane kierowcy, można złożyć stosowną skargę, jeśli coś jest nie tak. Podszywający się pod taksówkarzy oszuści mają większą możliwość mataczenia. Czy w przypadku prawdziwej taksówki bezpieczne są tylko te z korporacji, a samochód z postoju jest podejrzany? Niekoniecznie. Auto z postoju też może być korporacyjne, z kolei na przykład dorabiający do emerytury kierowca może nie chcieć być w korporacji, z uwagi na bardziej elastyczny czas pracy poza korpo. Kluczowe są właśnie wspomniane oznaczenia – napis TAXI, numer boczny, identyfikator i dane kierowcy, dokładne określenie ceny za kilometr. Pilnując tych zasad, możemy uniknąć nieprzyjemności. Osobną kwestią jest egzekwowanie prawa i karanie oszustów oraz – o czym pisaliśmy już dawno – uporządkowanie rynku taksówek i przewozów w stolicy.




