Od kierowcy taksówki nie czuć było alkoholu, ale mężczyzna siedział za kierownicą i był nieprzytomny. Pracownik stacji wezwał na pomoc jednego z klientów – przeszkolonego w udzielaniu pomocy strażnika miejskiego. Przywrócić przytomności się nie udało, po kilkunastu minutach pogotowie zabrało taksówkarza do szpitala.
Do zdarzenia doszło kilka dni temu na Pradze-Południe. Jak relacjonuje straż miejska, funkcjonariusz VII Oddziału Terenowego po pracy pojechał prywatnym autem na myjnię samochodową. Nagle podbiegł do niego zdenerwowany pracownik stacji, pytając, czy jest ratownikiem medycznym.
Strażnik odpowiedział, że każdy funkcjonariusz straży przechodzi szkolenia z zakresu udzielania pierwszej pomocy. Wtedy pracownik stacji poinformował, że przy dystrybutorze gazu od dłuższego czasu stoi taksówka marki toyota. Jej kierowca nie wysiada i nie reaguje – relacjonuje straż miejska. Strażnik podszedł do stojącego auta. Już z daleka było widać, że stało się coś złego. Mężczyzna za kierownicą siedział w nienaturalnej pozycji, z głową na ramieniu – relacjonuje straż miejska. Po otwarciu drzwi okazało się, że kierowca oddycha i ma puls, lecz nie reaguje na bodźce. Nie było od niego czuć zapachu alkoholu. Funkcjonariusz natychmiast zadzwonił po pogotowie i zaczął monitorować stan nieprzytomnego mężczyzny. Co chwilę sprawdzał puls i reakcje taksówkarza, starał się przywrócić przytomność, ale bez rezultatu. Po około 10 minutach na miejsce przybył zespół pogotowia ratunkowego oraz patrol policji. Ratownicy przejęli czynności ratunkowe, a po kilkunastu minutach karetka zawiozła mężczyznę do szpitala – podsumowuje straż miejska.
„Nowy Telegraf Warszawski” nr 4 (104) luty 2025
